Ślepi obserwatorzy nieba
-
jacek
29/01/2010
- Książki
- 7214 czytań
Nazwa kategorii: Astronomia
Tytuł: Ślepi obserwatorzy nieba
Autor: Rocky Kolb
Wydawca: Prószyński i S-ka
Opis: Książka to nieco inna niż wszystkie poświęcone historii astronomii, bowiem Rocky Kolb, profesor astrofizyki, tyle samo miejsca poświęca na opisywanie kalendarium odkryć astronomicznych, co na życiorysy oraz sylwetki ludzi, którzy tego dokonali. W dodatku robi to tak, że człowiek czyta i nie ziewa z nudów, co jest rzadką sztuką, jeśli chodzi o nauki ścisłe.
Zaczyna się bynajmniej nie od greckich obserwatorów nieba, lecz od plastycznego opisu powstawania supernowej, która z górą dwadzieścia tysięcy lat temu eksplodowała w gwiazdozbiorze Kasjopei. Światło z tego wydarzenia dotarło do naszej planety dokładnie 11 XI 1572 roku i sprawiło, że pewien Duńczyk stanął jak wryty. Bezpośrednią konsekwencją tego była całkowita zmiana poglądów na postrzeganie nieba, która w prostej linii doprowadziła do dzisiejszego odbioru kosmosu i prawideł nim rządzących. Dlaczego? Ano dlatego, że Duńczykiem tym był Tycho Brahe, ówczesna gwiazda astronomii tej klasy, że, obrazując współczesnymi realiami, można śmiało przyrównać go do króla muzyki pop czy też kasującego 30 mln $ za film aktora.
Właściwy człowiek na właściwym miejscu, chciałoby się rzec. Czemuż jednak stanął jak wryty, zobaczywszy na nocnym niebie nową gwiazdę? Ponieważ pękł wtedy kultywowany od tysiącleci mit o stałości firmamentu niebieskiego i był to punkt wyjścia do przyjęcia założenia, że Wszechświat jest większy niż tylko to, co widzimy. Kolejną cegiełkę do gmachu współczesnej wiedzy dołożył Kepler, o którym z tej książki dowiadujemy się zaiste zaskakujących rzeczy – na przykład tego, że od urodzenia cierpiał na podwójne widzenie, zaś jego rodzina wywodziła się po prostu z najniższych warstw społecznych (ojciec-najemnik, matka-markietanka, o reszcie rodziny przemilczę). Sam zaś Kepler był typem człowieka z gatunku tych, którym ślina cieknie po brodzie, bo zapomnieli połknąć. Dodajmy do tego mega hipochondrię i oto mamy mężczyznę, którego za nic nie chcielibyście mieć za kolegę. A jednak to właśnie on spowodował kolejne pęknięcie w starym gmachu wiedzy i jego rozbiórkę, a na gruzach zbudował nowy, który służy nam po dziś dzień.
Kolb prezentuje w tej książce pasję i wielkie znawstwo tematu. Przez karty książki przewijają się wszystkie ważne postaci, jak choćby Kopernik i Galileusz, aż po współczesnych badaczy nieba. Dostajemy tu porcję wiedzy solidnie okraszonej anegdotami („Retryk był tak sfrustrowany [że nie potrafił wyjaśnić ruchu Marsa – przyp. H.T.] , iż wywołał duchy, by mu pomogły. Duch rzeczywiście się pojawił, uniósł Retryka tak, że ten uderzył głową w sufit, następnie cisnął go na podłogę i zniknął, przedtem jeszcze stwierdziwszy: tak oto porusza się Mars”). Kolb wyjaśnia w przystępny sposób, jak dochodziło do odkryć, jakimi torami szło myślenie wielkich astronomów i przedstawia, na jakie manowce zdarzało im się zabłądzić. To wszystko pokazuje nam, jak powstała dzisiejsza astronomia.
Książka napisana jest świetnym, żywym językiem i z czystym sumieniem mogę zarekomendować ją zarówno tym, którzy sami podglądają gwiazdy na nocnym niebie i zastanawiają się, co też skrywa wieczna otchłań rozświetlanej gwiazdami ciemności, jak też po prostu każdemu, kto ciekaw jest, jak ewoluowała ludzka wiedza na przestrzeni stuleci. Warto. (autor: Henryk Tur).
Rok wydania: 2006
Ilość stron: 312
Rzmiar: 14x20
ISBN: ISBN: 83-7469-291-X
Język: Polski
Okładka:
Dodano: 29.01.2010