Okładka 6 numeru Urania Postępy AstronomiiOczywiście numery ostatnie roku 2013 a nie ostatnie w ogóle. To na uciszenie skołatanych nerwów. No bo jak nie mieć ich w takim stanie skoro numer listopad-grudzień przychodzi na koniec grudnia. To jakby już tradycja. Ale w zamian dostajemy wspaniałą lekturę na najwyższym poziomie. Zarówno poprzedni (5) jak i ostatni (6) numer w dużej części poświęcony jest kometom, żeby nie powiedzieć komecie. Ale do rzeczy.
Świat prawie szalał na punkcie ISON i z niezwykłą ciekawością śledziły wszystkie media rozwój sytuacji na kosmicznym froncie. I jak to bywa w takich sytuacjach właściwą królową komet w tamtym roku stała się nie pretendująca do tego tytułu ISON, a pozostająca z nieznanych przyczyn w cieniu C/2013 R1 (Lovejoy). Po jednej ślad zaginął (ISON) i w połowie stycznia może nam spaść na głowę grad meteorów jako resztki jej występu. Z okładek obu numerów zieje jednak kocimi ogonami aż oczy łzawią. Aby zrozumieć czemu tu taki sarkazm zagościł, przytoczmy opinię z wypowiedzi astronomów zawartą w numerze 6 UPA, że komety to najdalszy margines zainteresowań profesjonalnej astronomii … no chyba, że dla uwiecznienia swojego nazwiska. Może nie do końca tak jest, ale nich tam.
Za to w piątce mamy niezły kąsek w postaci ciekawego cyklu związanego z profesorem Opolskim i jego stuleciem. Kąsek w postaci ciekawych artykułów astronomicznych o tylko z pozoru nieistotnych problemach. W samej treści, jeśli tylko potrafimy zagłębić się w tok myślenia autorów, znajdziemy niezwykle ciekawe ujęcie prozaicznego z pozoru problemu ruchu planet. Jak to bowiem jubilat powtarzał lepiej zajmować się niezwykle konkretnymi problemami astronomicznymi niż filozofować o tym co by było gdyby … a nie jest lub nie wiadomo czy jest. Tu popieram tę opinie z całego serca. A to dla przeciwwagi jaką rzuca nam Urania w ostatnim swoim wydaniu roku 2013, gdzie niby recenzja książek Michała Hellera po raz kolejny próbuje nas przeciągać do świata, który już znamy z historii astronomii, a który do chluby nie należy. Ale podobno tylko krowa nie zmienia poglądów. Dlatego kosmologia jest taką czarną dziurą astronomii, która przyjmie wszystko z niezwykłą cierpliwością. Filozofować każdy może, jeden lepiej inny gorzej.
Jak jednak się okazało astronomią pasjonują się przeróżni ludzie. Jedni kiedyś, inni obecnie, ale jak się słyszy, że Pan Buzek od dzieciństwa, czy w dzieciństwie, patrzył w niebo i zostało by mu tak, gdyby nie czasu brak, to aż nam pierś rośnie. Jak jednak widać z wywiadu
„Pieszo do planetarium” o konkretach trudno mu się mówi, szczególnie gdy temat rozmowy kieruje się na tory możliwości Pana Jerzego dla popularyzacji astronomii w kraju. Może nie chce się deklarować? A może to dla niego niełatwy temat, bo niełatwy faktycznie jest. O czym Urania już nie raz pisała, a MM przy każdej okazji wspomina. Przypominają mi sie tu od razu słowa Pana Bajtlika na temat problemów z popularyzacją astronomii w kontekście zajęć z Podstaw Przedsiębiorczości ... ale to już inna historia.
Jest jednak nadzieja, bo najlepszy polski projekt astronomiczny, Astrobazy, przyciąga uwagę nie tylko młodzieży z kujawsko-pomorskiego i całej polski, ale i astronomicznego świata z zagranicy. Niestety na efekty pracy tych placówek trzeba będzie poczekać jeszcze ładnych kilka lat. Na szczęście ktoś maił świetny pomysł i wystarczającą ilość samozaparcia by go zrealizować. A że nie jest to wcale łatwe, wiemy to z autopsji. Tak powinno być wszędzie, w każdej szkole, województwie czy wsi. Ale to jedynie marzenia. Chciałoby się jeszcze przeczytać, że w astrobazach nie tylko popatrzył sobie prezydent czy zwiedzili je goście zagraniczni, bo to nie muzeum, chyba że jednak muzeum. Może doczekamy się tekstu o potencjale i efektach dydaktycznych, naukowych itp. Od czasu do czasu pojawiają się takie przecieki, z których może skorzystać cała polska edukacja. Czekamy na więcej.
Znajdziemy w obu wydaniach obszerne działy i dla pasjonatów obserwacji nieba. Przeczytamy o niezwykłym talencie astronomicznego rysownika, który tworzy dzieła sztuki ołówkiem przy teleskopie. Poznamy też naszego kolegę Huberta jak polował na ISS, choć ma na swoim koncie też kilka innych sukcesów astro-fotograficznych. A skoro o astrofotografii mowa to podsumowanie konkursu
"Zrozumieć barwy nieba" czyli AstroKamera 2013 wypełnia kolorami niezłą część ostatniego wydania. Warto na nie zwrócić uwagę bo są to niezwykle piękne obrazy, ale zaznaczyć należy, że trudno je wykorzystać w prawdziwej nauce, za to są piękne. Jak pisze redaktor Mikołajewski na niektórych można znaleźć spora liczbę kwazarów, ale z tego autorzy zdjęć nawet nie zdają sobie sprawy. Artyści ... trudno im się dziwić.
Starym zwyczajem Uranii pojawiają się kolejne zadania Olimpiady Astronomicznej. Są też i rozwiązania co dla naszej edukacji jest niezwykle ważne. Zadania wydają się niezwykle trudne, ale jak się w nie zagłębić, to nie taki diabeł straszny. Za to wychodzi szydło z wora, że matematyka to podstawa nauk ścisłych i bez niej nie wiele da się zrobić cokolwiek konkretnego. Ale jak się chce to praca, praca i jeszcze raz praca daje efekty.
Jaki jest statystyczny miłośnik astronomii i czytelnik wydań Uranii? Generalnie jesteśmy młodzi, skupieni wokół forów astronomicznych no i coś nie coś wiemy o flagowych projektach naukowych z biało czerwoną flagą. Więcej przeczytamy w analizie Krzysztofa Czarta. Wakacje pod gwiazdami pokazują, że w tym czasie laby dzieje się wiele i niejeden astronom z tego może wyrosnąć. To dobrze, bo szkolnictwo ma z astronomią coraz większy orzech do zgryzienia i to nie tylko na maturach.
Całość wieńczą efemerydy zjawisk na nadchodzące okresy z czego od numeru 6 sięgają one znacznie dalej, bo aż do lutego. To takie zabezpieczenie nieterminowości wydań.
Rok kończy indeks całego rocznika 2013. Będąc w składzie numeru nie będzie wypadał i gubił się kolekcjonerom. A dla łamigłówkowiczów jak zwykle krzyżówki sprawdzające nie tylko uwagę czytelnika.
Zachęcamy do prenumeraty na kolejny rok. Bo obok Astronomii Amatorskiej będzie to niezwykle ważne kompendium: wiedzy astronomicznej, rozrywki astro-żartami i piękna obrazu kosmosu. Nie da się jej niczym zastąpić. Więc trzeba czytać. Prenumerata to szansa nie tylko dla pisma, ale przede wszystkim dla nas, czytelników.
I niech lambda-lambda nad wami czuwa - zrozumie kto przeczyta.
Przeczytaj więcej: