Katastrofa tunguska - zderzenie z planetoidą czy kometą?
Katastrofa tunguska. Zdjęcie powalonych i spalonych drzew zrobione podczas wyprawy Leonida Kulika w 1927.- Mamy do czynienia z wielością przypuszczeń, ogromną liczbą hipotez. Natomiast w sferze faktów niewiele jest informacji - mówił geolog profesor Krzysztof Jakubowski o przyczynach katastrofy tunguskiej.
Był wczesny poranek 30 czerwca 1908. W środku syberyjskiej tajgi niebo rozerwała potężna eksplozja. Rozległ się huk, ziemia zadrżała, a fala gorąca rozlała się na przestrzeni kilkudziesięciu km, pustosząc ogromną połać lasu. Badacze dotarli po raz pierwszy do tego miejsca dopiero 19 lat później, 13 kwietnia 1927.
Okoliczności tego, wciąż nie do końca wyjaśnionego, kataklizmu analizowała Katarzyna Kobylecka w audycji z cyklu "Sezon na Dwójkę", nadanej w 2008 roku. Nad naukowymi aspektami syberyjskiego fenomenu zastanawiali się: prof. Zbigniew Kłos i dr Krzysztof Ziołkowski z Centrum Badań Kosmicznych. Gościem programu był również geolog prof. Krzysztof Jakubowski, dyrektor Muzeum Ziemi.
Co mogło się stać?
Wszelkie dane wskazują, że przyczyną tej katastrofy był jakiś obiekt kosmiczny: planetoida lub kometa, ale wciąż nie ma na to przekonujących dowodów. Niestety tuż po zdarzeniu nikt nie pospieszył w to miejsce. Zachowały się, co prawda, przekazy świadków, ale najbliżsi z nich mieszkali ok. 60 km od katastrofy. Co zatem się stało pośrodku syberyjskiej tajgi? Przecież doszło tu do ogromnej eksplozji, która powaliła drzewa w promieniu 40 km. Widziana była w promieniu 650 km, słyszana w promieniu 1000 kilometrów, zaś niezwykle silny wstrząs zarejestrowały sejsmografy na całej Ziemi. W wielu europejskich miastach jasno było przez całą noc, a ówczesne rosyjskie magnetometry pokazywały w rejonie uderzenia drugi biegun północny!
- Pierwsi badacze dotarli do miejsca katastrofy tunguskiej w 1927 roku. - komentował prof. Zbigniew Kłos. - Opierali się na informacji od świadków. Jednak zawsze kiedy myślimy o zjawisku fizycznym, to same informacje od świadków są mizerną podstawa do badania. Musimy mieć materię, żeby coś zbadać.
Teren katastrofy był wielokrotnie przebadany, eksperci widzieli połacie powalonych w jednym kierunku drzew, ale nie znajdowali dowodów na to, że uderzenie przyszło z Kosmosu.
Brak jednoznacznych dowodów
- Pierwsze ekspedycje nie stwierdziły obecności krateru uderzeniowego - powiedział dr Krzysztof Ziołkowski. - Wszystkie tego typu wielkie wydarzenia, których źródłem jest Kosmos, zawsze zostawiają jakiś wyraźny ślad na powierzchni Ziemi. Tu go nie zaobserwowano.
Materiał badawczy był bardzo ubogi. - Do dziś to jest zagadka - powiedział prof. Kłos. - Jeśli nie znajdziemy mocnych śladów na Ziemi i będziemy zakładać, że musiało się coś wydarzyć w atmosferze, to będzie bardzo trudno odpowiedzieć, co się naprawdę stało.
Tajemnic dotyczących katastrofy tunguskiej do dziś jest bardzo dużo. Zaczęły mnożyć się różne teorie, hipotezy, nieraz fantastyczne. Odnalezienie fragmentu jakiegoś ciała kosmicznego byłoby rozstrzygającym czynnikiem.
Hipoteza włoskich badaczy
W czerwcu 2007 roku Luca Gasparini i Giuseppe Longo, dwóch naukowców z Uniwersytetu Bolońskiego, oświadczyło, że odnalazło krater powstały w wyniku uderzenia dużego meteorytu lub fragmentu komety w powierzchnię Ziemi. Według nich miałoby nim być niewielkie jezioro Czeko, znajdujące się 8 km na północny zachód od wyznaczonego dotychczas epicentrum katastrofy.
- Jezioro Czeko ma dziwny kształt odwróconego stożka. Czy to by sugerowało, że jakiś fragment mógł z dużą prędkością wbić się w ziemię? - pytała Kartarzyna Kobylecka. - Można mieć wątpliwości - odpowiedział prof. Krzysztof Jakubowski. -To teren tajgi syberyjskiej, gdzie obfitość nawodnionych, zabagnionych terenów jest ogromna, a więc formy zagłębień mogą mieć zupełnie inne pochodzenie niż w innych rejonach świata.
Czy możliwa jest powtórka tunguskiej katastrofy? Posłuchaj pasjonującej dyskusji o wielkiej tajemnicy, jaką kryje syberyjska tajga.
Źródło: PolskieRadio.pl
Przeczytaj więcej: