Nadal nie wiemy, jakie warunki są potrzebne do powstania życiaNadal nie wiemy, jakie warunki są potrzebne do powstania życia; może okazać się, że występuje ono bardzo rzadko
Paul Davies
W latach 60. ubiegłego wieku, kiedy jeszcze byłem studentem, prawie wszyscy naukowcy myśleli, że jesteśmy we Wszechświecie sami. Wyśmiewano się z poszukiwań inteligentnego życia poza Ziemią; równie dobrze można by interesować się elfami. Podstawą sceptycyzmu było pochodzenie życia, uważano bowiem, że jest to rodzaj chemicznego „fuksa” o tak niskim prawdopodobieństwie, iż nie mógłby on zdarzyć się dwa razy. „Obecnie powstanie życia wydaje się niemal cudem – pisał Francis Crick – gdyż aby ono zaistniało, musi zostać spełnionych niezwykle wiele warunków”. Wtórował mu Jacques Monod, który w wydanej w 1970 roku książce Przypadek i konieczność napisał: „Ludzie wreszcie wiedzą, że są samotni w obojętnym bezmiarze Wszechświata, w którym pojawili się przez czysty przypadek”.
Obecnie wahadło przechyliło się zdecydowanie w drugą stronę. Wielu wybitnych naukowców głosi, że Wszechświat tętni życiem i przynajmniej jego część to formy inteligentne. Biolog Christian de Duve posunął się nawet tak daleko, że określił życie jako „kosmiczny imperatyw”. Jednakże nasza wiedza niewiele się zmieniła. O przejściu od form nieożywionych do ożywionych wiemy prawie równie mało, co Charles Darwin, który napisał: „Obecnie zastanawianie się nad powstaniem życia jest równie głupie, jak rozważanie pochodzenia materii”.
Nie ma wątpliwości, że ostatnie odkrycia setek planet pozasłonecznych stanowią ogromny bodziec dla poszukiwania pozaziemskiej inteligencji (SETI – search for extraterrestrial intelligence). Astronomowie podejrzewają, że w samej naszej Galaktyce mogą istnieć miliardy planet ziemiopodobnych. Najwyraźniej nie brakuje nieruchomości nadających się do zamieszkania. Jednakże, ponieważ nie znamy szczegółów złożonego procesu, który przekształca miszmasz związków chemicznych w żywą komórkę, nie jesteśmy w stanie obliczyć prawdopodobieństwa, z jakim życie mogłoby na tych planetach powstać.
Carl Sagan zauważył kiedyś, że narodziny życia nie mogą być aż tak trudne, gdyż wtedy nie pojawiłoby się ono na Ziemi prawie natychmiast po tym, gdy warunki stały się odpowiednie. To prawda, że wiemy o obecności życia na naszej planecie już 3,5 mld lat temu; nie można jednak wyciągać statystycznie istotnych wniosków na podstawie jednostkowej próbki.
Innym powszechnym argumentem jest ogrom Wszechświata: skoro jest on aż tak wielki, to gdzieś musi pojawić się życie. Ale co to stwierdzenie oznacza? Ograniczając się do obserwowalnej części Wszechświata, znajdziemy w niej zapewne 1023 planet. Tak, to faktycznie duża liczba. Jest ona jednak pomniejszona przez malutkie prawdopodobieństwo powstania nawet prostych molekuł organicznych przez czysty przypadek. Jeśli droga od chemii do biologii jest długa i skomplikowana, to może się okazać, że życie występuje rzadziej niż na jednej na bilion bilionów planet.
Przekonanie, że życie występuje powszechnie, opiera się na milczącym założeniu, iż biologia nie jest wynikiem przypadkowych reakcji chemicznych, ale stanowi wytwór pewnej ukierunkowanej samoorganizacji, która przedkłada formy ożywione nad nieożywionymi; jest to pewien rodzaj działającego prawa życia. Takie prawo faktycznie może istnieć, ale na razie nie mamy na to żadnego dowodu.
Może nie trzeba szukać aż tak daleko. Jeżeli, jak sugerował Sagan, życie naprawdę pojawia się w łatwy sposób, to powinno powstawać na naszej planecie wielokrotnie. Jeśli na Ziemi miało miejsce wiele początków życia, to wśród nas powinny znajdować się organizmy o innej genezie, które tworzą „równoległą” biosferę. Do tej pory nikt poważnie nie poszukiwał nieznanych form życia tuż obok. Gdyby odkryto choćby jednego „obcego” mikroba, problem zostałby rozwiązany.
Źródło: Świat Nauki